Ostatnio bardzo zainteresował mnie wiersz Leopolda Staffa- "Kowal", który zamieszczam poniżej:
Całą bezkształtną masę kruszców drogocennych,
Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą,
Jak wulkan z swych otchłani wyrzucam bezdennych
I ciskam ją na twarde, stalowe kowadło.
Grzmotem młota w nią walę w radosnej otusze,
Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne,
Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę,
Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne.
Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem,
Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:
W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!
Bo lepiej giń, zmiażdżone cyklopowym razem,
Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte,
Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte.
Mimo tego, że w większości nie zgadzam się z nietzscheańskim postrzeganiem świata, to w tym przypadku jest odwrotnie. Owy sonet jakoś do mnie trafia. Możliwe, że to wszystko przez wszechogarniającą melancholię i dekadenckiego ducha tamtych czasów, który nie przeszedł obojętnie nawet kolo Staffa, a który w tym utworze nie istnieje w ogóle. Zgodnie z filozofią Nietzschego życie trzeba wziąć w swoje ręce i coś z nim zrobić. Staff świetnie pokazuje tu przemianę wnętrza człowieka. Bezkształtna, chaotyczna masa, którą trzeba zahartować, dopiero po obróbce stanie się wartościowa. Trzeba być moralnym i nie czekać ze zdobywaniem cnót. Co jednak jeśli nam się nie uda? Ano wtedy lepiej umrzeć niejako rycerską śmiercią, niż żyć jako ktoś słaby. Słabymi moralnie, ludźmi bez serca itp. można uzasadnienie gardzić. A Wy co o tym sądzicie?
Aoi Ame
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz